piątek, 11 kwietnia 2014

Epilog.

~Seven Years Later~
[Narracja 3-osobowa]
Życie to jedna wielka książka, codziennie zapisujemy w niej nowe strony, rozdziały. Nie możemy przewidzieć co się stanie za sekundę, minutę, godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok. Nie da się zaplanować przyszłości. Ktoś mądry powiedział kiedyś "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą (...)". Wszystko w tym zdaniu jest prawdziwe.
Ania i Robert Lewandowscy mieli bardzo prosty plan na przyszłość. Być razem, na zawsze. No właśnie, ale nie da się przewidzieć głupich, najprostszych rzeczy. Śmierć przychodzi w najmniej odpowiednim momencie, szybko, a nawet za szybko. Nie można się do tego przygotować, do straty najbliższej swojemu sercu osoby. Nie da się cofnąć czasu, ale to nie oznacza, że wszystko mamy robić spontanicznie. Nie o to, przecież chodzi, ale musimy żyć tak jakby jutra miało nie być. Starać się nacieszyć wszystkim co mamy. Nie narzekać, nie żałować, po prostu żyć.
W maju, a dokładniej 18 maja 2016 roku wydarzyła się tragedia. Nikt nie mógł tego przewidzieć ani temu zapobiec. Minęło już pięć lat, a pustka w sercu, żal, tęsknota i smutek pozostały. Już na zawsze.
[Ania]
Pewnie zastanawiacie się jak zmieniło się moje życie, nasze życie przez te siedem lat. Nadal mieszkam w Dortmundzie, mam syna, córkę, która ma 4 i pół roku no, ale jest jedna ogromna zmiana. Nie mam męża, nie jestem rozwódką, jestem wdową. Robert zmarł jak byłam w ciąży z Julcią, miał wypadek 18 maja 2016 roku. Byłam załamana, straciłam miłość swojego życia, ojca swoich dzieci. Było mi trudno, bo zostałam sama z dzieckiem, drugim w drodze. Miałam pieniądze, dwa domy, ale po co mi to ? Po co mi to skoro już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, radości po strzelonym golu, nie usłyszę jego głosu, nie pokłócę się z nim o to kto robi śniadanie. Dlaczego mieszkam w Dortmundzie ? Nie wiem, tak wyszło. Chyba po prostu nie chciałam tracić domu, z którym wiążą się najlepsze wspomnienia z mojego małżeństwa. To był wypadek, na autostradzie wjechał w niego tir. Nie miał żadnych szans na przeżycie, zmarł na miejscu. Pamiętam dokładnie wszystko. O której dostałam telefon, o której byłam w szpitalu, w co byłam ubrana, jaką miałam minę, minę lekarza jak mi to przekazał, płacz, rozpacz, smutek, cierpienie. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego akurat on. Wszystko układało się tak jak chcieliśmy, było idealnie. W jednej chwili wszystko rozpadło się na miliony kawałeczków, tak jak moje serce. Wszystkie plany, marzenia na prawdę wszystko pękło jak bańka mydlana.
Kuba był za mały, żeby cokolwiek pamiętać, a Jula ? Juli nie było nawet na świecie, więc zna swojego ojca tylko ze zdjęć, powtórek meczy, artykułów sprzed lat, ale dalej jest za mała, żeby to zrozumieć.
Nigdy nie żałowałam żadnego spędzonego dnia u boku Roberta. On był dla mnie idealny. Zawsze pozostanie w moim sercu. Zresztą nie tylko moim. Miał cudowną rodzice, przyjaciół, miliony fanów, którzy dalej o nim pamiętają, ciepło go wspominają i mnie też wspierają.
Nie potrafię się pogodzić z jego śmiercią, ale widocznie tak musiało być. Nie mogę cofnąć czasu. Pozostaje mi tylko czekać, aż wreszcie będę mogła się z nim spotkać. Tam po drugiej stronie.
Dziękuje Ci Robercie Lewandowski, że pojawiłeś się w moim życiu, że dałeś mi tyle miłości, szczęścia, radości. Dziękuje Ci za wszystko.
~A lot of time later~
[Kuba]
Mam 26 lata, jestem piłkarzem tak jak mój tata, mam cudowną mamę, narzeczoną i kibiców. Gram w Borussii, od samego początku. Kocham ten klub i nie zamierzam nigdzie odchodzić. To jest moje miejsce, dom, to co kocham.
Dzisiaj jest finał UEFA Champions League. Gramy razem z FC Barceloną. Naszym ogromnym przeciwnikiem, już po raz 3 spotykamy się w finale. Udało nam się dwa razy i wierze, że tym razem też tak będzie.
Weszliśmy na boisko, rozpoczęła się zacięta walka. Dostałem podanie od swojego kumpla, odwróciłem się, wycelowałem i strzeliłem. GoooL. Udało mi się, strzeliłem gola. Zrobiłem to samo co robił mój ojciec, tylko tym razem to ja to dla niego robię. Spojrzałem w niebo, szepnąłem do siebie "dziękuje Tato" i wróciłem do gry. Cudowne uczucie, tak dużo fanów krzyczy moje imię, nazwisko. Jednak ja skupiam się tylko na piłce, na wygranej.
Udało się ! Po raz kolejny wygraliśmy finał Champions League.
Po meczu podeszło do mnie mnóstwo dziennikarzy, ale nie przeszkadzało mi to.
-Jak się czujesz po strzeleniu 3 bramek w finale ?
-Tak samo jak po strzeleniu 2 bramek w ćwierćfinale - zaśmiałem się
-Dla kogo były te bramki ?
-Dla mojego taty, mamy i oczywiście mojej cudownej narzeczonej
-Twój tata jest legendą Borussii, chcesz powtórzyć jego sukces ?
-Nie, chce być lepszy. Udowodnić, że moje nazwisko niczego nie zmienia. Mimo tego, że nie grałem z ojcem wiem, że był świetny. Jednak ja dotarłem do wszystkiego sam, bez jego pomocy, kontaktów. Mój ojciec zmarł za wcześnie, może byłby jeszcze lepszy. Kto wie
-Nie było przy Tobie ojca jak zaczynałeś grać w piłkę, kto Ci pomagał ?
-Bardzo pomogła mi moja mama, ale wiele poświęcam też przyjacielowi mojego ojca. Marco dziękuje - uśmiechnąłem się
-Marco Reus, tak ?
-Tak, on był zawsze, wspierał naszą rodzice, pomagał mamie. Wiele mnie nauczył i zawsze będę mu za to wdzięczny. Dziękuje, do zobaczenia - odszedłem
[Narracja 3-osobowa]
Tak się właśnie kończy historia miłości Anny Stachurskiej i Roberta Lewandowskiego. Happy-End uciekł gdzieś daleko. Obydwoje udowodnili, że mimo treningów, wyjazdów miłość jest możliwa. Pokonywali wszystkie przeszkody bez problemu. Jednak jeden wypadek zmienił wszystko. Nic nie było już takie jak dawniej.

THE END

*****

To jest już koniec tego bloga. Przepraszam, że tak to skończyłam. Tak na prawdę miałam mnóstwo napisanych wersji tego epilogu, ale tą, która jest teraz napisałam w tym tygodniu. Łzy się polały, bo zżyłam się z tym blogiem, ale nie ma odwrotu. Do zobaczenia na innych blogach :*

4 komentarze:

  1. Był potop:(
    Ryczłam ;(
    Smutno że lewy nie żyje ale może tak miało być:-[
    Szkoda że już kończysz
    Będę czytała resztę twoich blogów
    Pozdrawiam/julka

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyczę! ;'(
    Ja się pytam dlaczego ?! Dlaczego ?! Dlaczego nie mogłaś zakończyć Happy-End ?! Epilog, jest boski! Poryczałam się jak mała dziewczynka! ^^
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryczę!:c
    Szkoda, że takie zakończenie:c Gdy pisałaś rozdział, za każdym razem wyobrażałam to sobie i widziałam każdą scenę przed oczami, jakby to się działo na prawdę:) Niesamowity blog, który zapadnie mi w pamięci i od nowa zacznę go czytać<3 Dziękuje za tak wspaniałe opowiadanie:3

    OdpowiedzUsuń
  4. http://loveisalwaysenoughaniairobert.blogspot.com/ zapraszam do mnie! Blog o Ani i Robercie! <3

    OdpowiedzUsuń